pies boi sie wyjsc na spacer
8. Wybierz się z psem nad wodę . Jeśli Twój pies lubi się kąpać, znajdź w swojej okolicy miejsce, pojedź w miejsce, gdzie będzie można go swobodnie wpuścić do wody. W zależności od miejsca, w którym mieszkasz może to być pobliskie jezioro, rzeka, sadzawka w parku czy nawet duża miejska fontanna. Wszystko jedno, byle mokre 😉
Siostra mojego męża wzieła psa kupiła przez internet za 1000zł pies jest OGROMNY i brzydki ( ale mniejsza o to) trzyma go w bloku i wychodza z nim 2 razy na dzien oprócz psa ma dwójke dzieci
Może się okazać, że pełen życia i ciekawości szczeniak, którego całym światem było jedno mieszkanie czy dom… nagle po prostu odmawia wychodzenia na spacery, gdy już „może”, wszystkiego panicznie się boi, jest cały czas zestresowany, a to powoduje kolejne problemy behawioralne jak na przykład załatwianie potrzeb
Dlaczego mój pies kładzie się i nie chce chodzić? Czasami twój pies będzie zmęczony, znudzony lub po prostu nie wstanie na spacer, więc może usiąść (lub nawet położyć się) i nie wstać. Problem polega na tym, że gdy pies zacznie siadać na spacerach, może stać się nową normą. A jeśli tak się stanie, musisz natychmiast
Można wyjść z dzieckiem na spacer,pod warunkiem że ubierzemy je odpowiednio do pogody,teraz latem jest to szczególnie ważne,pamiętajmy o ochronie przeciwsłonecznej oraz czapeczce na główkę dziecka. Odpowiedz. Dorota372 2015-05-26 o godz. 04:51. 0. Pewnie, że wychodź, ja zawsze wychodzę z dziećmi na spacer jeśli nie mają gorączki.
nonton film game of throne season 8. Spotkaliście się kiedyś z sytuacją, aby pies nie chciał iść na spacer? Znacie to uczucie, kiedy radośnie wychodzicie na dwór z planem pokazania maleństwu świata i nagle na ziemię sprowadza Was kotwica w postaci szczeniaka, który za nic w świecie nie chce iść dalej? Co zrobić? Jak sobie z tym poradzić, a najważniejsze: jak pomóc szczenięciu w tej sytuacji nie powodując problemów w przyszłości? Nie znam odpowiedzi na to pytanie, bo sama na przykładzie Elzy dopiero się tego uczę, ale chyba to onczym dziś napiszę jest skuteczne, bo z dnia na dzień jest coraz lepiej, ale od początku. Z Elzą jest następujący problem: „Chce mi się siusiu, musimy iść na dwór!” – piękny komunikat, godny dorosłego psa wyrażony histerią, jakiej świat nie widział i waleniem łapami w okno balkonowe. W te pędy biorę więc szczeniaka na ręce i zbiegam po klatce schodowej. Dopadam pierwszego kawałka trawnika i… i postawiona na ziemię Elza odwraca się na pięcie i z nie mniejszą szybkością niż moja, zapiernicza do domu z piskiem: „Jednak jeszcze wytrzymam, wracajmy!” Łapię ją w połowie klatki schodowej, tłumacząc, że takiemu maluszkowi nie wolno wbiegać po schodach, po czym wynoszę na drugi koniec osiedla, gdzie rośnie nieskoszona wielka trawa. Dla Elki – istny busz. Mała tam uspokaja się, załatwię swoje potrzeby i pędem wraca do klatki – skąd z na drogę, skoro zawsze ja tam wynoszę? Tego nikt nie wie. Spacery w mieście praktycznie nie istnieją. Mała siada na środku chodnika i głośno lamentując odmawia dalszego spaceru. Próby przywołania, zabawy, zachęcenia do czegokolwiek spoczywają na niczym, bo szczeniak wraca do domu i gdyby nie smycz, która ogranicza jej ucieczkę pewnie czekałaby nam nie na pierwszym piętrze pod naszymi drzwiami zanim zdążyłabym ją zawołać. Więc siedzimy. Ona siedzi na środku chodnika, a ja kucam kawałek dalej i czekam. Czekam, aż szczeniak mi się odwiesi. Gdy chcę do niej podejść, cieszy się, noskuje mnie po twarzy, po czym korzystając z okazji, po chwili miziania ucieka w stronę klatki lub na schody, bo moje podejście pozwoliło jej zyskać kilka merów smyczy by podejść bliżej do domu. Więc nie podchodzę i czekam. Po kilku minutach tragedii, Elza przybiega do mnie ziejąc zestresowana. Wskakuje na kolana i każe się nosić. Więc siedzimy kolejne minuty, aż się uspokoi. Ale dwór jest taki przerażający… w końcu zdejmuję ją z kolan i odchodzę kilka kroków do tyłu wołając. Czasem podbiegnie wydając dziwne okrzyki w stylu: „Ha, Ha, Hahaha!” ale zdecydowanie częściej siada w miejscu w którym ją zostawiłam (kiedy okaże się, że znowu nie da się pobiec do domu) i szczenięca tragedia rozpoczyna się na nowo. Wrzaski i pisk jakby ją ktoś ze skóry obdzierał, a ja stoję dwa metry dalej i próbuję przebić się do mózgu mojego szczeniaka. W końcu! Odwiesza się i z płaczem przybiega do mnie. Wielkie pochwały i wielkie głaski. Zabawa zabawką, albo smakowity gryzak pojawia się magicznie w mojej ręce, ale Mała nimi gardzi. Jeszcze jedna próba, by zrobiła kilka metrów i wracamy do domu. Tym razem szczeniak mało nóg nie pogubi tak pędzi do klatki, czyli jednak umie chodzić! Cóż… dwór jest straszny. Następnym razem na spacer wychodzi dla odmiany z nami Donner. Z tym to Elka czuje się bezpieczna. Wiadomo za kim iść, kogo się pilnować, gdzie siknąć i co powąchać, choć i przy nim zdarzają się zawiechy, szczególnie kiedy zaszczeka gdzieś pies. Zielona w kwestii tak małych szczeniaków długo nie mogłam ogarnąć, czemu Elza kiedy usłyszy psa, nawet będąc w domu, biegnie i chowa się w najciemniejszy kąt. I tu o dziwo przyszedł mi z pomocą M. czym mnie niezwykle zaskoczył. Suka jego rodziców miała kiedyś szczeniaki i według M. szczeniaki mieszkające w budzie z matką uczone są chować się do budy, kiedy tamta szczeka. Coś w tym jest, bo jaki pies by nie szczeknął, gdzie by nie szczeknął, Elka przerywa zabawkę, spanie, jedzenie i z pełną szybkością ucieka pod łóżko. Czy coś z Elzą jest nie tak? Nie… wszystko w porządku tylko miasto jest takie straszne. Zabrana do lasu, biega luzem pilnując się Donnera i nie ma problemów z chodzeniem. A na próby wzięcia na ręce kończą się wyrwaniem, bo szczeniak w jej wieku jest już dużym i samodzielnym psem, mimo, że po kilometrze spaceru powinien być już padnięty. Ale nie! Elza sama będzie chodziła. Nie ma skakania, by wziąć na ręce, nie ma histerii i siadania na drodze jakby ją coś unieruchomiło. To samo dzieje się w ogrodzie, zupełnie inny szczeniak. Pewny siebie, radosny zabawowy. Kiedy chodzi z M. do pracy również bez większych obaw zwiedza część biurową jego firmy, odwiedzając ciotki z różnych pokoi, chętnie też wychodzi za potrzebą na przylegający do jego pokoju trawniczek. Ale jego firma jest… można by powiedzieć w szczerym polu. Zatem co jest przyczyną? Czy to wina smyczy? Z ciężkim sercem puszczam małą na osiedlu i po kilku sekundach dopadam ją na klatce schodowej. Tak zwiewała, że aż się za nią kurzyło, a nic się nie wydarzyło. Nikt, ani nic nie pojawiło się w zasięgu wzroku, nic nie huknęło, żaden pies nie zaszczekał… Ponowna próba i…. ponowna porażka. Zapinam więc szczeniaka na smycz i siadam na ławeczce koło niej. Szczeniak się szarpie, histeryzuje, bo ona koniecznie musi iść do domu. W końcu odpuszcza i przychodzi do mnie. Bez większego problemu wspina się na ławkę, potem włazi na moje kolana i ciężko dysząc obserwuje otoczenie. Ignoruje zaproponowaną zabawkę, chwilę się waha, po czym zjada smaczka. Po dłuższej chwili uspokaja się i schodzi z kolan. Wącha trawę, niby przypadkiem kierując się w stronę klatki. Kiedy smycz się napnie, dostaje histerii, ale bardzo szybko wraca do mnie. Siada i patrzy na mnie tymi swoimi smutnymi oczkami: „możemy już iść?”. Wzdycham ciężko, wstaję i idziemy, a Mała dostaje nagle +5pkt siły i +5pkt szybkości. W ostatniej chwili łapię ją, by nie zaczęła wskakiwać po schodach i zanoszę na piętro. Nim zdążę ją postawić jest już pod drzwiami, radośnie machając ogonem – zupełnie inny szczeniak. Wpada jak torpeda do domu i dawaj! Bawić się, zaczepiać Donnera, pić wodę, szczęście nie z tej ziemi. A ja się zastanawiam co zrobić. Czy dalej oswajać ją z miastem, skoro kosztuje ją to tyle stresu i nerwów? Dobra… z miastem to zbyt wiele powiedziane, bo jest to tylko blok, chodnik na którym bawią się dzieci, niezbyt ruchliwa dojazdowa ulica i… tyle. Do „centrum” Grójca jeszcze się nie wybrałyśmy, pod główniejszą ulicę jeszcze nie podeszłyśmy, innego psa jeszcze nie spotkałyśmy… a tu już taka trauma… porównywalna do stresu jaki miał Donner będąc na spacerze w centrum Krakowa, który i tak dzielnie zniósł, tylko po powrocie na nocleg zwymiotował stresy… Jak więc żyć? Jak pracować? Czy wywozić ją na spacery tylko do lasu? A gdzie wyprowadzać na pilne potrzeby? Zaciskam zęby, całuję ją w nosek i borę pod pachę. Ponownie schodzimy ze schodów. Taszczę tego mojego szczeniak przez całe osiedle, który z dnia na dzień więcej waży, by puścić ją w „bezpiecznej” trawie, z której jej nie widać i na której można spokojnie załatwić potrzeby, a potem powtarzam całą historię z ławeczką. Donnera wiecznie prowadzać z nią nie mogę, bo musi się uczyć trochę samodzielności, zresztą ogarnięcie ich dójki, kiedy jedno ciągnie na przód, a drugie w tył jest niemożliwe. Sam Donner też nie jest zachwycony „tempem” spaceru, ani jego długością. Więc dalej cierpliwie pracuję, choć chce mi się płakać, kiedy widzę jej panikę i nie wiem jak jej pomóc by poczuła się lepiej. Czy zabierać ją od razu do domu po pierwszym pisku? Czy dać się uspokoić i nagradzać spokój? To dopiero ośmiotygodniowy maluch. Ciężko wymagać od niej zachowań dorosłego psa. Więc w moim działaniu nie ma konsekwencji. Czasem pracujemy, a czasem na życzenie księżniczki wracam do domu. Trudno. Jak podrośnie najwyżej odpracujemy powstałe problemy, ale nie mam serca oglądać tego jak maluch przeżywa „spacer po mieście”, skoro mogę zabrać ją na fajny spacer do lasu, na którym się dobrze czuje. Jak podrośnie, zaczniemy chodzić gdzie indziej, ale obecnie najważniejsze jest by Elza mi ufała, wiedziała, że ze mną jest bezpieczna, niezależnie od tego gdzie się znajdujemy. Tylko te nasze codzienne szybkie siki spędzają mi sen z powiek. Wynoszenie szczeniaka na drugi koniec osiedla, co kilka minut, bo często pojawia się: „Jednak nie, wytrzymam jeszcze, tylko wróćmy już”, a w domu okazuje się, że jednak ma potrzebę i nie wytrzyma, więc spowrotem na dwór. Dziwnie… ciężko… Budzik i Donner nie mieli takich problemów. Okej… ja nie miałam takich problemów, bo ogród stał otworem i potrzebę można było załatwić zawsze i wszędzie. Ale nie pamiętam, by kiedykolwiek spacery były dla nich problemem, ale… mieszkaliśmy na obrzeżach Lublina. Prawie na wsi, więc może w mieście było by podobnie? Kto wie? Pożyjemy, zobaczymy. Ale tak jak pisałam we wstępie z dnia na dzień jest lepiej. Dziś Elza niesiona na rekach postanowiła się zacząć wyrywać i postawiona na ziemi, sama przeszła ostatnie kilka metrów do „bezpiecznej” trawy, a później zachęcona nawet dość radośnie przeszła kawałek ulicą. Wprawdzie ławeczka pod blokiem dalej jest traumatyczna, ale powolutku, powolutku ze wszystkim się oswoimy. Najważniejsze, by mała czuła się przy mnie bezpiecznie i przede wszystkim nad tym pracujemy. Czego natomiast nie polecam robić z takim szczeniakiem? wlec go na smyczy, szarpać, holować – awersja w czystej postaci, a potem już jest tylko gorzej. kiedy wyrywa się i próbuje oswobodzić ze smyczy stać niewzruszonym – pozwalając mu popadać w coraz głębszą panikę. nie szanować obaw, problemów i potrzeb szczeniaka uważając, że musi się przyzwyczaić. – Musi zhabituować wiele rzeczy, ale kiedy będzie na to gotowy i kiedy będzie miał w nas oparcie. A zaufania nie da się zbudować w ciągu tygodnia, a przynajmniej nie na tyle, by od razu takiego malucha, który ma problemy ciągnąć do centrum miasta, innych psów i ludzi. zupełnie wykluczyć stresujące miejsca – NIE! Tylko poznawać je stopniowo, z rozsądkiem i z szacunkiem dla naszego psa. Ogółem: 38 834, dzisiaj: 3 Przeczytaj także: Amelia Bartoń - Mam dość specyficzne poczucie humoru, stosuję dużo ironii (zazwyczaj autoironii) oraz przenośni - nie odbieraj wpisów dosłownie i osobiście! Są to moje indywidualne przemyślenia i nie musisz się z nimi zgadzać, dlatego przed rozpoczęciem czytania wpisów skonsultuj się z weterynarzem lub behawiorystą, gdyż każdy wpis niewłaściwie zrozumiany grozi utratą zdrowia. Niewskazane dla osób bez dystansu. Substancja czynna: obiektywne ocenianie świata i osobiste przemyślenia. Czytane w nadmiarze mogą powodować frustrację i chęć hejtu. Czytasz na własną odpowiedzialność!
„Mój pies ciągnie na smyczy!” – tak o swoim psie może powiedzieć spora część właścicieli. Co jednak zrobić, jeśli mamy problem z nauczeniem psa chodzenia na luźnej smyczy, ale z zupełnie innego powodu? Jak sobie radzić z psem, który podczas spaceru zatrzymuje się na środku chodnika i nie zamierza zrobić ani kroku naprzód? Zajrzałam jakiś czas temu na stronę dr Sophii Yin, nieżyjącej już niestety, znanej weterynarz i behawiorystki, która z wielkimi sukcesami (głównie w USA) popularyzowała wiedzę na temat zachowania psów, szczególnie zwracając uwagę na ich dobrostan i minimalizowanie stresu podczas wizyt i zabiegów weterynaryjnych. Dr. Sofia Yin, fot.: Moją uwagę zwrócił wpis dotyczący problemu z zapieraniem się na smyczy i postanowiłam go dla Was przetłumaczyć. Oto i on: Pytanie od właścicielki psa: „Mam trzyletniego, kastrowanego samca Shih Tzu o imieniu Kropek. Podczas gdy większość właścicieli narzeka na psy, które ciągną na smyczy, mój problem jest zupełnie inny – podczas spacerów to ja muszę ciągnąć Kropka za sobą, żeby w ogóle iść na spacer. Kiedy już się ruszy, zawsze zostaje kilka kroków za mną, nawet jeśli idziemy powoli. Próbowałam zachęcać go smakołykami, ale nie jest nimi zainteresowany. Kiedy wracamy do domu Kropek nieco się ożywia i idzie bliżej mnie, ale cały czas trzyma się z tyłu. Wiem, że potrafi biegać szybko i swobodnie, widziałam nawet jak goni kota, ale wydaje mi się, że nie lubi spacerów. Co powinnam zrobić?” Odpowiedź: „Jeśli Kropek jest w dobrej kondycji fizycznej, a do tego jego sierść jest w dobrym stanie i nie ma kołtunów, które ograniczałyby ruch, jeśli w domu i w ogrodzie biega wesoło, ale stawia opór na spacerach, to problem ten może wskazywać na obawę lub lęk przed spacerami. Zrób eksperyment: zabierz Kropka do parku, lub w inne miejsce, gdzie może bezpiecznie biegać bez smyczy i obserwuj. Czy Kropek natychmiast zajmie się węszeniem i z pasją zacznie eksplorować teren, czy raczej podąża za Tobą krok w krok? Jeśli podejdzie do was obcy człowiek, lub przyjaźnie nastawiony pies – Kropek chowa się za Tobą, czy chętnie wita się z ludźmi i psami? Jeśli chowa się za Tobą jak za tarczą, a w dodatku nie chce jeść najlepszych smakołyków może to oznaczać, że Kropek nie czuje się pewnie w obcych miejscach. Takie psy mogą zachowywać się w domu spokojnie, lub też wręcz przeciwnie kipieć energią, ale gdy tylko wychodzą na spacer od razu stają się nieśmiałe. Niektóre psy obawiają się ruchu ulicznego i głośnych dźwięków, inne spotkań z obcymi ludźmi i psami. W obu przypadkach strach może być tak duży, że pies nie będzie nawet w stanie jeść przysmaków. Mimo to silny bodziec, jak np. widok kota może rozbudzić instynkt łowiecki i pies rzuci się za nim w pogoń, zapominając na chwilę o strachu. Jest kilka powodów przez które pies może zapierać się podczas spacerów. Jednym z najczęstszych jest brak właściwej socjalizacji w wieku szczenięcym. Dzieje się tak, kiedy szczenię nie ma możliwości poznawania różnych miejsc, osób i psów w okresie kiedy rozwija się najintensywniej (więcej o etapach rozwoju szczeniąt możecie przeczytać w poście Kasi “Jak rozwijają się szczenięta?”). Jeśli Kropek jest radosny biegając bez smyczy, chętnie poznaje otoczenie, ale po jej założeniu nagle nieruchomieje i odmawia dalszego spaceru, to powodem problemu może być smycz. Zarówno w przypadku problemów z socjalizacją, jak i z akceptacją samej smyczy ciągnięcie psa na siłę może jeszcze pogłębić problem. Spacer, oprócz strachu przed nowymi miejscami, osobami, itd. może zacząć kojarzyć się psu dodatkowo z nieprzyjemnym ciągnięciem go na smyczy. fot. To, co można zmienić, to nastawienie psa do samych spacerów: jeśli Kropek jest spięty już na sam widok smyczy, warto spędzić kilka dni na tym, aby pokazać mu, że smycz sygnalizuje same przyjemne rzeczy. Przypnij smycz do obroży i pobaw się z psem w domu – bez wychodzenia na spacer! Posmaruj smycz czymś wyjątkowo smacznym, np. pasztetem i pozwól psu zlizać smakołyk. Po przypięciu smyczy pobaw się z psem, np. wydając komendy, które zna i dawaj mu w nagrodę wyjątkowo smaczne smakołyki, które będzie dostawał tylko wtedy, gdy smycz jest przypięta. Po skończonej zabawie i wydaniu smakołyków odepnij smycz i wróć do swoich zajęć. Po kilku dniach takich ćwiczeń pies zacznie wesoło merdać ogonem już na sam widok smyczy. Kolejnym etapem będą te same czynności, ale wykonane zaraz przed domem – przypinasz psu smycz, bawisz się z nim, dajesz smakołyki, po czym bez dalszego spaceru wracacie do domu. Stopniowo, każdego dnia przenosisz zabawę z psem coraz dalej – baw się z psem na trawniku, przy ulicy, itd. To, jak daleko możesz odejść zależy od reakcji psa. Jeśli w pewnym momencie pies nieruchomieje i nie chce jeść smakołyków, oznacza to, że odległość jest dla niego jeszcze zbyt duża. Jeśli udało Ci się doprowadzić do tego, że Kropek chętnie i pewnie chodzi na spacery do granicy osiedla (co może zająć kilka dni lub tygodni), raz na jakiś czas warto zatrzymać się na zabawę i smakołyki już w połowie tej odległości. Po pewnym czasie dojdziecie do etapu, w którym Kropek będzie chętnie podążał za Tobą bez względu na to gdzie będziecie spacerować. Nawet po rozwiązaniu problemu nagrody w formie zabawy i smakołyków powinny się sporadycznie pojawiać, aby wzmacniać i utrzymywać nowe zachowanie, które udało Wam się wypracować. Jeśli pies jest wyjątkowo lękliwy podczas spacerów trening może zająć więcej czasu – w takich przypadkach warto skonsultować się z behawiorystą, który pomoże ocenić problem i dobrać odpowiedni program zmiany zachowania. Zanim zdecydujesz się na wprowadzenie długoterminowego planu działania warto zabrać psa do lekarza weterynarii i upewnić się, że nie cierpi na dolegliwości, które mogą sprawiać mu problemy z chodzeniem. Może to być zwyrodnienie stawów, problemy z sercem, płucami lub problemy nerwowo-mięśniowe. Oryginalny artykuł Sophii do przeczytania tutaj. M.
Odpowiedzi Spokojnie z nim wychodź i jak będę jakiś niepokojący dla niego dźwięk to spróbuj odwrócić jego uwagę smakołykiem, zabawką, głaszcz go , baw się z nim jakby nigdy nic :) Może to trochę potrwać (kilka dni) ale powinien już nie zzwracać uwagi :) vt2002 odpowiedział(a) o 16:43 Tez mam psa i wiem co czujesz ale mój nie boji wychodzić na dwór tylko szczeka ciągle .Może kiedy zacznie szczekać weź go na ręce przytul go pogłaszcze i kiedy przestaną wypuścił go i wróć do domu (wyjdzie daleko od domu) mam nadIeje ze pomogłam no niestety teraz to jest ten problem ja sama się czasami boje , a co dopiero pies .. może poprostu przez te 2 dni nie odchodz z nim daleko od domu , poprostu pod klatke / do ogrodu i tyle .. potem po sylwestrze sie powinien uspokoić no i wtedy zacznij z nim normlanie wychodzić , na razie nie ma co go narażać na taki stres , bo jescze wystrzelą gdzieś niedaleko was , i się tak wystraszy że jeszcze coś mu się stanie. EKSPERTRitenuto. odpowiedział(a) o 17:08 To nic dziwnego, wiele psów boi się fajerwerków. Proponuję stworzyć przyjemne skojarzenia z hukiem fajerwerków. Na początku ćwicz w domu -> huk fajerwerk + spokojny pies = smakołyk. Później wyjdź na dwór. Uspokajaj psa, ale też bądź stanowcza. Pochodź z psem, pobawcie się razem, poleć zwierzęciu szukanie smakołyków itd. W domu możesz puścić psu 'muzykę relaksacyjną', po której wiele psów zasypia. :D [LINK] <- filmik jak poradzić sobie z psem w sylwestra, polecam obejrzeć. :) moze wynos go na rekach na dworzu.. nie wiem.. teraz ma pewnie na prawdde duzy lek , wiec nie wiem kiedy mu to przejdzie.. biedny.. moj pies mial kiedys tak samo, ale po dluzszj chwili normalnie wyszedl na dwor jak sie uspokoil .. blocked odpowiedział(a) o 16:52 Najpierw pociągnij psa do będzie wychodził daj wejdźcie do pies jest drżący na dworzu nie ten sposób nagradzasz takie dała złą odpowiedz. Uważasz, że ktoś się myli? lub
Dwa psy w typie maltańczyka spacerowały na dość krótkiej smyczy (jednej, rozdzielonej pod koniec długości na dwa karabińczyki), trzymanej przez młodego chłopaka. Cała trójka spacerowała chodnikiem wzdłuż osiedlowej uliczki, stosunkowo mało ruchliwej. Przez kilka minut szłam za nimi, zanim odbili w lewo, a ja poszłam dalej prosto. Obserwowałam te maltańczyki podczas ich „spaceru” i pomyślałam, jak niewielkim nakładem sił ich młody opiekun mógłby zapewnić im spacer z prawdziwego zdarzenia. Prawdopodobnie temu chłopakowi, jak i wielu innym osobom nie przyszła do głowy myśl „mój pies nie lubi spacerów”. Dlatego przeczytajcie ten tekst, a zobaczycie, w czym rzecz. Opisana przeze mnie powyżej sytuacja miała miejsce w Katowicach, ale – założę się – mogłabym taką scenę zobaczyć w każdym innym mieście w Polsce. Choć wówczas była niedziela, takie spacery można zaobserwować we wszystkie dni tygodnia, o dowolnej godzinie. Dlaczego? Bo wiele osób tak właśnie wychodzi ze swoimi psami. Jak najszybciej, na krótkiej smyczy, byle tylko załatwiły się i do domu. Kupa była, siku było? No to fru – do domu. Nie ma zatrzymywania się, nie ma czasu na takie głupoty. Wyjście na dwór jest po to, by pies zrobił, co trzeba, a nie bez sensu gapił się w kawałek trawnika czy wsadzał nos w krzaki. Takie myślenie jest może i ludzkie, ale bardzo nie psie… Nie uwzględniające w żadnym razie psich potrzeb i normalnych dla tego gatunku zachowań. Pies nie lubi spacerów – ale dlaczego? Gdy widzę czworonoga, któremu wolno jedynie kroczyć chodnikiem przy nodze właściciela i nie wolno mu się zatrzymywać, współczuję mu. Nie zrozumcie mnie jednak źle – mnóstwo psów w ogóle nie wychodzi na spacery (jeśli mieszkają w domach z ogródkiem) i to jest jeszcze gorsze! Żeby więc było jasne – cieszę się, że psy w ogóle są wyprowadzane i mają szansę zobaczyć choć kawałek świata. Spacer ten jednak można ulepszyć. Wystarczy, że uświadomimy sobie, jak funkcjonuje psi organizm i jak poznaje on środowisko. Jeśli więc miałabym w skrócie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego pies nie lubi spacerów na smyczy, powodem byłoby przede wszystkim zbyt szybkie tempo marszu i wędrowanie bez możliwości zatrzymywania się. Dodatkowo niedogodnością dla psa podczas spacerowania może być długość smyczy – zbyt krótka nie pozwala zwierzęciu dojść choćby do trawnika, nie mówiąc już o swobodnym eksplorowaniu. A to takie ważne!To warto wiedzieć! Jeżeli odnalazłeś się w naszym opisie i jesteś jedną z tych osób, które proponują psu niezbyt atrakcyjny dla niego spacer, jeszcze nic straconego. Zawsze możesz zacząć właśnie od dziś i wprowadzić konieczne zmiany! Pamiętaj, dla kogo jest ten spacer Powiedzmy sobie szczerze – spacer powinien być dla psa. To dla niego przede wszystkim wychodzimy z domu i warto wziąć pod uwagę psie, a nie żadne inne potrzeby. Tym bardziej, że często czas poprzedzający wyjście na dwór pies spędził zamknięty w czterech ścianach, śpiąc i leżąc. Dlatego zarówno jego ciało, jak i głowa potrzebują ruchu, świeżego powietrza i nieco wrażeń. Pies „patrzy” nosem, nie oczami Wybierając się na spacer z psem, musimy pamiętać o jednej rzeczy. Pies „widzi” świat nosem! Dominujący u człowieka zmysł to wzrok, a u psa – węch. Podczas gdy my otoczenie oglądamy, nasz pupil je węszy. Odbiera każdy zapach osobno i jest w stanie namierzyć jego źródło bez żadnego problemu. Podczas gdy człowiek czuje zapach gotującego się rosołu jako pewną chmurę zapachową (i bazując na wcześniejszych doświadczeniach wie, że tak pachnie właśnie rosół), pies wyczuwa zapach poszczególnych składników tegoż rosołu. Jego nos mówi mu, że w garnku znajduje się marchewka, seler, kurczak, ziele angielskie itd. Mając tę wiedzę, nie powinno nas dziwić, że podczas spaceru czworonóg pragnie zatrzymywać się przy każdym krzaczku i słupie. Chce powąchać każdy z osobna zapach, jaki ktoś tam zostawił! Oto model naczyń krwionośnych, znajdujących się w psim nosie. Prawda, że robi wrażenie? Jeśli nadal nie rozumiecie, jak psy „widzą” nosem, wyobraźcie sobie psa w ludzkiej sytuacji. Na przykład podczas wizyty u jubilera. Co zobaczyłby tam pies (gdyby miał analizować otoczenie oczami, jak ludzie)? Raczej nic szczególnego – kupę złomu, ot co. My, widząc całe gabloty wypełnione biżuterią, pochylamy się nad poszczególnymi błyskotkami, oglądamy je z każdej strony, podziwiamy. Dostrzegamy różnicę pomiędzy odcieniami złota i srebra, a wszystkie te świecidełka mają dla nas dużą wartość. Co więcej, każdemu z nas mogą się spodobać inne kosztowności i kolejny klient zawiesi oko na czymś innym, niż my. Nie inaczej jest z psami i zapachami. Ludzie na zwykłej latarni nie widzą nic, psy – „patrząc” nosem – całą masę skarbów, którym warto chwilę się „przyjrzeć”. Pies nie lubi spacerów? Możesz to zmienić! Gdy już uświadomiłeś sobie, dlaczego szybkie chodzenie z psem na krótkiej smyczy jest niezgodne z potrzebami jego organizmu, wiedz, że możesz to zmienić. Oto kilka rzeczy, na które powinieneś zwrócić uwagę! Odpowiednie akcesoria Najlepsze do chodzenia na smyczy są szelki typu guard, które nie blokują psu ruchów. Szeroka obroża będzie w porządku, jeśli nasz pies nie ciągnie i chodzi bardzo spokojnie. Jeśli jednak zdarza mu się szarpnąć, obroża robi się niebezpieczna. Druga sprawa to smycz – krótka, często nazywana smyczą miejską, czyli typu 100-150 cm, nie jest najlepsza na spacer, chociaż świetnie sprawdzi się podczas podróży komunikacją miejską czy w poczekalni u weterynarza. Dlatego gdy chcesz wyjść z psem na dwór, a wyjście to ma mu służyć, postaw na długą smycz lub wręcz linkę treningową. Długa smycz może mieć 250-300 cm. Linki zwykle zaczynają się od 3 metrów, a te najdłuższe mają nawet 15 metrów. Jednak taka o długości 4-5 metrów będzie wystarczająca. Potrzebne przystanki Nie możesz iść, iść, iść i iść, bez przerwy. Taki spacer może i jest wygodny dla ciebie, ale na pewno nie uszczęśliwi żadnego psa! Daję słowo, że czworonóg wolałby pokonać zaledwie 500 metrów, ale zatrzymując się i wąchając, kiedy chce, niż 2 kilometry, jednak maszerując przy nodze właściciela, bez przystanków. Wróćmy na chwilę do porównania z jubilerem. Załóżmy, że przed tobą alejka samych takich miejsc, w każdym inny rodzaj biżuterii. Pragniesz do każdego wejść i choć chwilę się porozglądać, sprawdzić, co jest na wystawie, a co pojawiło się nowego w ofercie od ostatniej wizyty. Jednak ktoś kurczowo trzyma cię za rękę i gdy tylko spojrzysz w stronę drzwi wejściowych do jubilera, zaraz cię odciąga i pokrzykuje: „szybciej”, „chodź, chodź”, „nie mam czasu, spieszymy się”, „idziemy dalej”. I co, fajnie? Niesamowita przygoda Raz na kilka dni, a przynajmniej raz w tygodniu, zafunduj psu spacer marzeń. Weź go na jak najdłuższą linkę i pozwól iść (lub stać i węszyć) tam, gdzie chce. O ile tylko będzie to bezpieczne, a więc w granicach rozsądku – spacerowanie po ruchliwej drodze nie wchodzi w grę. Ten spacer marzeń nie ma ustalonej trasy ani określonego czasu trwania. Pewnie nie będzie się nawet odbywał drogami, a raczej trawnikami i poboczami. Możesz się bardzo zdziwić, gdzie zaprowadzi cię twój pies… Może się okazać, że wylądujecie na pustym parkingu Biedronki (po zamknięciu sklepu) i spędzicie na nim pół godziny. Przez ten czas pies będzie wąchał każdy centymetr powierzchni – ale to normalne, przecież w ciągu dnia przewinęło się w tym miejscu tysiące ludzi i samochodów, a każdy zostawił inny zapach! Ale może zdarzyć się też tak, że… nie oddalicie się zbytnio od domu. Twój pupil zapragnie bowiem przewęszyć dokładnie każdy skrawek swojego osiedla. Czy jest w tym coś złego? Absolutnie nie – zapewniam, że wróci bardziej (i lepiej) zmęczony, niż gdyby miał godzinę biegać za piłką. Spacer marzeń skończ wtedy, gdy zobaczysz, że pies już nie węszy, nasycony wrażeniami zapachowymi. Albo wtedy, gdy minie już naprawdę tak dużo czasu, że na dłuższe spacerowanie nie możesz sobie pozwolić. Oczywiście taką atrakcję możesz psu urządzić o dowolnej porze dnia, jednak szczególnie dobry jest na to późny wieczór, gdy życie twojej miejscowości już przycichnie i mniej się dzieje. A zapachy są nadal żywe i atrakcyjne. Pies nie lubi spacerów? Nie twój! Czy twój pies nie lubi spacerów? Jeśli wcielisz w życie powyższe wskazówki, nigdy już nie będziesz mógł tak powiedzieć! Wiem, że każdy spacer jest lepszy niż zamknięcie psa na podwórku, bez możliwości wychodzenia – to nie ulega wątpliwości. Jeśli jednak zależy ci na psie, chcesz go uszczęśliwić – i to za darmo – przemyśl sprawę. Zawsze jest dobry moment na to, by zacząć robić coś lepiej!
Witam. Kilka dni temu kupiłem psa rasy beagel. Problem polega na tym, że karat nie chce wcale wysunąć nosa poza drzwi mieszkania, trzeba go brać na ręce aby wyszedł na klatkę schodową. Następnie jak już zejdzie po schodach na sam dół klatki i znajdziemy się na podwórku nie ma najmniejszego zamiaru ruszyć tyłka z miejsca aby przejść kawałek po chodniku. Zapiera się i trzeba go wręcz ciągnąc za sobą. Jak sie znajdzie już na trawie wtedy już chętniej spaceruje. Kilka dni to mało jeśli chodzi o aklimatyzację psa w nowym miejscu. Co Państwo możecie na początek zrobić to: - wychodzić z psem co najmniej 4 razy dziennie; - jeśli okolica na to pozwala (pod względem bezpieczeństwa) zamiast ciagnąć psa na smyczy można zachęcać go do podejścia do siebie (smakołyki, zabawa) odchodzić kilka kroków dalej i znów zachęcać do podejścia; - warto na chodniku układać tzw. ślady zapachowe, aby pies się mógł skoncentrować właśnie na nich; - towarzystwo innego zrównoważonego, ale chętnego do zabawy i ciekawskiego psa przyspieszy cały proces; pozdrawiam
pies boi sie wyjsc na spacer